Ten muzyczny przekładaniec jest tworzony z gulą w gardle, łzami w oczach i smutkiem w sercu (czyt. mózgu). Czwartek, piątek i sobota minęły w dobrych nastojach muzycznych. Wszystko zmieniło się wraz z niedzielnym wieczorem, kiedy ogłoszono koniec mojego ukochanego zespołu - trochę o tym, co znaczy dla mnie HIM, napisałam tutaj. Wczoraj udało mi się zdobyć bilet na ich pożegnany koncert w Warszawie. Jak go przeżyję? Nie mam pojęcia. Jest mi źle, kiedy myślę o ich rozpadzie, ale w przebłyskach cieszę się jak mała dziewczynka, bo znów posłucham ich muzyki na żywo. Póki co staram się myśleć tylko o koncercie, a nie o ich końcu - zawsze przecież wszystko może się zmienić. Od niedzieli towarzyszył mi więc HIM. I, prawdę mówiąc, HIMowych muzycznych przekładańców możecie spodziewać się aż do grudnia.
Czwartek: Paddy and the Rats The Six Rat Rovers
Na blogu chyba nigdy tego nie mówiłam, ale uwielbiam muzykę w klimacie celtyckim. O tym, że lubię połączenie folku i ostrego brzmienia na pewno wspominałam przy okazji niektórych fińskich zespołów. Tak więc przyznaję się i do tego, że celtic punk leży w grupie moich muzycznych fascynacji. Tym razem padło na węgierską formację i utwór z ich debiutanckiego albumu, który został wydany w 2009 roku, a więc rok od założenia zespołu.
Piątek: Ayreon River Of Time
O ile przeczuwam, że czwartkowa piosenka zginie w moim mózgu wśród innych piosenek z tego gatunku lub po prostu mi się znudzi, to już wiem, że piątkowy utwór zostanie ze mną na dłużej. Wyczytałam, że Ayreon skupia się głównie na rock operze, a więc jest to coś w sam raz dla mnie. Avantasia podbiła moje serce dość dawno temu, więc odświeżenie wśród tych nietypowych oper jest jak najbardziej wskazane. Zresztą nie wiem, jak to możliwe, że wcześniej się z tym projektem nie spotkałam. Arjen Lucassen, czyli Holender za niego odpowiedzialny, współpracował właśnie z Avantasią.
Sobota: Ozzy Osbourne Miracle Man
Aż sama się dziwie, że Ozzy i Black Sabbath na blogu pojawiają się tak rzadko, bo słucham ich prawie codziennie. Szczególnie w przerwach od innej muzyki. Dodaje mi też takiej energii, że zawsze jest to dobry podkład do pracy przy projektach na studia, ewentualnie idealny przerywnik od nauki na naładowanie akumulatorów. Nie da się ukryć, że rozbrajający jest w tym przypadku teledysk oraz maskowy odpowiednik Jimmy’ego Swaggarta.
Niedziela: HIM It's All Tears (wersja na żywo, Warszawa, Ursynalia 2013)
Z moim ukochanym zespołem jest tak, że najlepsze ich wykonania na żywo są właśnie dostępne tylko w taki sposób, nad czym bardzo ubolewam. Powyższy występ był ich pierwszym po przerwie, którą spowodowała choroba wokalisty. Mój ulubiony fragment? Od 2:10 do końca, z szczególnym uwzględnieniem 2:52-2:56. W ogóle ta piosenka ma niesamowitą moc, głównie z racji partii wokalnych w refrenie. Mnie szczególnie powala ona w wersji akustycznej.
Poniedziałek: HIM Tears On Tape (wersja na żywo, Warszawa, Ursynalia 2013)
Podobnie jak niedziela - piosenka wykonana podczas tego samego koncertu w Warszawie w 2013 roku. Polscy fani przygotowali dla zespołu niespodziankę, stąd to roześmiane podziękowanie na koniec oraz dość śmieszna sytuacja na początku. Ville wskazywał palcem na publiczność, aby basista spojrzał na kartki w tłumie. Mige aż na moment przestał grać. Coś wzruszającego, coś pięknego, coś chwytającego za serce. I coś, przez co ja najbardziej żałowałam, że mnie wtedy tam nie było.
Wtorek: HIM Passion's Killing Floor (wersja na żywo, Digital Versatile Doom, At The Orpheum Theater)
Koncertowy album jest dla mnie szczególny, bo przez kilka lat słuchałam go dzień w dzień. Nie było dnia, żebym go nie włączyła. I nie, nie znudził mi się. Czasami przesłuchiwałam go kilka razy dziennie, czasami raz, czasami nie udało mi się dokończyć. Zawsze jednak zaczynałam od początku, a powyższa piosenka rozpoczyna właśnie występ, więc nic dziwnego, że ta wersja budzi we mnie aż taki sentyment. Zanim zapoznałam się z wersją koncertową, pokochałam tę piosenkę przez krążek, na jakim się znajduje - Venus Doom z 2007 roku. Uwielbiam ten tekst, jak i całą linię instrumentalną. Właśnie taki HIM kocham najbardziej - ciężki, ale romantyczny.
Środa: HIM Vampire Heart (wersja na żywo, Digital Versatile Doom, At The Orpheum Theater)
Tak, znów ten sam koncert. Tym razem jednak piosenka "Vampire Heart". I znów - tak, stąd się wziął podpis poniżej. Jeśli ktoś kiedyś pobłądził trochę po moim blogu, mógł trafić już na tę piosenkę. Gdzie? O, tutaj, w zakładce "o blogu". Tę wersję lubię chyba najbardziej ze względów wizualnych - moje oczy mają tutaj nie lada pociechę. Ale, nie oszukujmy się, uszy przede wszystkim.
Niedziela: HIM It's All Tears (wersja na żywo, Warszawa, Ursynalia 2013)
Z moim ukochanym zespołem jest tak, że najlepsze ich wykonania na żywo są właśnie dostępne tylko w taki sposób, nad czym bardzo ubolewam. Powyższy występ był ich pierwszym po przerwie, którą spowodowała choroba wokalisty. Mój ulubiony fragment? Od 2:10 do końca, z szczególnym uwzględnieniem 2:52-2:56. W ogóle ta piosenka ma niesamowitą moc, głównie z racji partii wokalnych w refrenie. Mnie szczególnie powala ona w wersji akustycznej.
Poniedziałek: HIM Tears On Tape (wersja na żywo, Warszawa, Ursynalia 2013)
Podobnie jak niedziela - piosenka wykonana podczas tego samego koncertu w Warszawie w 2013 roku. Polscy fani przygotowali dla zespołu niespodziankę, stąd to roześmiane podziękowanie na koniec oraz dość śmieszna sytuacja na początku. Ville wskazywał palcem na publiczność, aby basista spojrzał na kartki w tłumie. Mige aż na moment przestał grać. Coś wzruszającego, coś pięknego, coś chwytającego za serce. I coś, przez co ja najbardziej żałowałam, że mnie wtedy tam nie było.
Wtorek: HIM Passion's Killing Floor (wersja na żywo, Digital Versatile Doom, At The Orpheum Theater)
Koncertowy album jest dla mnie szczególny, bo przez kilka lat słuchałam go dzień w dzień. Nie było dnia, żebym go nie włączyła. I nie, nie znudził mi się. Czasami przesłuchiwałam go kilka razy dziennie, czasami raz, czasami nie udało mi się dokończyć. Zawsze jednak zaczynałam od początku, a powyższa piosenka rozpoczyna właśnie występ, więc nic dziwnego, że ta wersja budzi we mnie aż taki sentyment. Zanim zapoznałam się z wersją koncertową, pokochałam tę piosenkę przez krążek, na jakim się znajduje - Venus Doom z 2007 roku. Uwielbiam ten tekst, jak i całą linię instrumentalną. Właśnie taki HIM kocham najbardziej - ciężki, ale romantyczny.
Środa: HIM Vampire Heart (wersja na żywo, Digital Versatile Doom, At The Orpheum Theater)
Tak, znów ten sam koncert. Tym razem jednak piosenka "Vampire Heart". I znów - tak, stąd się wziął podpis poniżej. Jeśli ktoś kiedyś pobłądził trochę po moim blogu, mógł trafić już na tę piosenkę. Gdzie? O, tutaj, w zakładce "o blogu". Tę wersję lubię chyba najbardziej ze względów wizualnych - moje oczy mają tutaj nie lada pociechę. Ale, nie oszukujmy się, uszy przede wszystkim.
I znów mam okazję posłuchać czegoś, na co wcześniej nie zwróciłabym uwagi, tym bardziej, że przyda mi się urozmaicenie. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Czyli zamysł tych wpisów się sprawdza :)
UsuńBardzo mi przykro z powodu zakończenia działalności Twojego ukochanego zespołu :(
OdpowiedzUsuńGdzieś w czasach licealnych siadaliśmy we trójkę z przyjaciółką i przyjacielem i słuchaliśmy na zmianę na słuchawkach. HIM to akurat uwielbienie mojego przyjaciela.
Jedź na koncert, baw się najlepiej i zapamiętaj go na zawsze. Bo życie składa się z takich właśnie momentów, które warto później wspominać...
Pozdrawiam,
Na planecie Małego Księcia
Pozdrawiam więc gorąco Twojego kolegę!
UsuńA koncert na pewno znajdzie perfekcyjne miejsce w moim sercu.