"Dziecko śniegu" Eowyn Ivey przykuło moją uwagę przepiękną okładką, utrzymaną w typowej dla zimy kolorystyce - bieli i niebieskawych odcieniach. Znajduje się na niej dziewczynka, która z rozłożonymi rękoma i wzrokiem wbitym w zaśnieżoną ziemię. Ta mała istotka w granatowej sukience wzruszyła mnie do głębi swoją bezbronną fascynacją śniegiem, którą sama podzielam. Zamieszczony na froncie cytat, odnoszący się już do samej zawartość książki, przekonał mnie do tej pozycji, choć wcześniej ewentualne motywy odrobinę mnie zniechęcały.
Powiedz mi tylko, kiedy czujesz, że naprawdę żyjesz?
Powieść osnuta jest na bazie rosyjskiej legendzie o Śnieżynce. Tak, o Śnieżynce, a nie o Królewnie Śnieżce. Niezorientowani w temacie mogą spokojnie odpuścić sobie poszerzanie wiedzy na ten temat przed lekturą "Dziecka śniegu", gdyż autorka często odwołuje się do różnych wersji tej legendy. Poznawanie jej razem z opcją zaproponowaną przez Eowyn Ivey zapewnia czytelnikowi więcej wrażeń.
Z racji swojego wieku wiem, że życie jest o wiele piękniejsze i bardziej przerażające, niż byliśmy w stanie w to uwierzyć w dzieciństwie, a szukanie odrobiny magii pośród drzew na pewno nikomu nie zaszkodzi.
Historia dotyczy starzejącego się małżeństwa. Jack i Mabel uciekli od rodziny na Alaskę, gdzie planowali osiedlić się i ułożyć sobie życie na nowo, tylko we dwoje. Zatracenie się w ciężkiej pracy, polegającej na uczynieniu sobie ziemi poddaną, miało oderwać ich od pustki w życiu, której nigdy nie mogli wypełnić upragnionym dzieckiem. Osamotnienie w dziczy miało zbliżyć ich do siebie, tymczasem spotykają się z trudnościami alaskańskiej zimy i oddalają się coraz bardziej, walcząc o przetrwanie. Mimo to nadchodzi magiczny wieczór, kiedy patrzą na siebie tak samo jak kiedyś. Niezrozumiały dla nich czar ponownie związuje ich w uniesieniu, podczas którego zachowują się jak dzieci, lepiąc ze śniegu bałwana. Chociaż może nie tyle zwykłego bałwana, co piękną, śnieżną dziewczynkę. Czy to nie zbieg okoliczności, że nazajutrz po lodowej figurce pozostaje tylko wspomnienie, a małżeństwo z czasem coraz częściej gości w swojej chacie tajemniczą, płochliwą dziewczynkę z lasu - Fainę?
Jestem zachwycona przede wszystkim fenomenalną kreacją bohaterów. Narracja obowiązuje w trzeciej osobie, ale rozdziały zostały napisane bardziej z perspektywy któregoś z bohaterów. Dzięki temu poznajemy punkt widzenia różnych postaci. Wszystkich, z wyjątkiem Fainy. Jej osoba jest zagadkowa dla bohaterów, dla niektórych nawet przez dłuższy czas nieuchwytna. Czytelnik także tkwi w sporej niewiedzy, a dziewczyna pozostaje nieodkrytą tajemnicą, której nikt nie poznał, aż do ostatniej strony.
Do wiary w cuda rozumienie było jednak zupełnie zbędne. Mabel zaczynała zresztą podejrzewać, że im mniej się rozumiało, tym wiara była łatwiejsza. Aby w coś uwierzyć, należało zaprzestać poszukiwania wyjaśnień i skupić się na ochranianiu tej iskierki wiary, nim prześlizgnie się nam przez palce.
Moja wyobraźnia została nasycona szczegółowymi opisami. Wydarzenia przedstawiane są w sposób pierwszorzędny, a przeróżne przedmioty dają się poznać w wyśmienitych detalach. Jest czym nakarmić swoją fantazję. Autorka tak przedstawia świat, że jego obraz automatycznie odzwierciedla się w głowie czytelnika. Sama swoimi słowami daje wyraz realnym wyobrażeniom alaskańskiej rzeczywistości.
Jesteś inna. Zawsze pozostajesz wierna sobie, nawet jeśli ludzie uznają cię za wariatkę.
Oczywiście, niektóre fragmenty nie były udane. Momentami miałam wrażenie, że czytam jakąś pozytywistyczną powieść, w której ponad wszystko ceni się pracę na roli i odnajdywanie siebie w polu. Przeminęły one równie szybko, jak przemijają kolejne miesiące i pory roku. Bardziej drażniąca była kwestia irracjonalnej chęci posiadania dziecka, której motyw pojawia się bardzo często. Warto jednak przetrwać nudniejsze fragmenty, gdyż całokształt jest wyśmienity.
W końcu możemy to zrobić, prawda, Mabel? Możemy wymyślać swoje zakończenia i przedkładać radość nad smutki?
Sama końcówka i punkt kulminacyjny pozbawione są szczegółowych opisów. Dla mnie, jako niespokojnego czytelnika, jest to idealny zabieg. Jak najszybciej chciałam dowiedzieć się, co za moment się wydarzy. Nie miałabym ochoty w tym momencie czytać relacji na kilkadziesiąt zdań. Wszystko dzieje się szybko i styl autorki to odzwierciedla.
Mabel zdawała sobie sprawę z piękna tego widoku, ale to właśnie piękno sprawia, że jeśli kiedykolwiek żyłeś naprawdę, to możesz poczuć, jakby ktoś rozdarł cię od środka i wyszorował do czysta, a potem porzucił bezbronnego i osłoniętego przez całym światem.
Zachwyciły mnie również obrazy przeciwstawnych wartości. Smutek i radość przenikają się wzajemnie, aż trudno rozdzielić jedno od drugiego. Zupełnie jakby nie istniała czysta radość, pozbawiona nawet odrobiny smutku. Także magia i realność przenikają się wzajemnie, aż czytelnik nie ma pewności, co tak naprawdę bierze górę w tej historii. Czary oraz rzeczywistość można tłumaczyć na wiele sposobów, podobnie jak robią to bohaterowie powieści.
Moja najdroższa Mabel, nigdy nie możemy być pewni tego, co nam się przydarzy. Życie zawsze miota nami na różne strony. Ale na tym właśnie polega przygoda: nie wiesz, jak to się skończy i dokąd zajedziesz. Ktokolwiek mówi, że życie jest czymś innym niż tajemnicą, okłamuje samego siebie.
"Dziecko śniegu" to przepiękna historia oparta na baśni, której dziś nie opowiada się dzieciom. Krótka baśń została przedstawiona w rozbudowanej formie i podporządkowana dorosłym, aby pobudzać ich uśpioną wyobraźnię.
Życie nie okaże się łatwe, ale za to będzie tylko ich własne.
Przeczytane: 25.03.2016
Ocena: 9/10
Okładka jest faktycznie przepiękna, taka typowo zimowa, ujmująca. Sama historia wydaje się intrygująca i tajemnicza. Nie za wiele nam powiedziałaś, co jest plusem, bo jeszcze chętniej przeczytałabym tą pozycję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
BOOK MOORNING
Nie powiedziałam, bo niezwykle trudno jednoznacznie określić słowami magię tej historii ;)
UsuńMiałam przeczytać, a zupełnie zapomniałam o tej książce. Muszę ją znaleźć jeszcze na te święta, klimat zimowy akurat by do niej pasował :)
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie wrzuciłam recenzję teraz - aby zachęceni mogli ją uwzględnić w świątecznych i zimowych planach ;)
UsuńSama okładka już mnie do siebie przyzywa, po Twojej recenzji wpisuję tę powieść na swoją listę książek do przeczytania w przyszłym roku. Uwielbiam dobrze zarysowanych bohaterów, granie na uczuciach i pewną surowość.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za brak spoilerów, dzięki temu mam apetyt na zapoznanie się z Eowyn Ivey.
Pozdrawiam,
Cleo M. Cullen ze Zniewolone Treścią
Proponuję zapoznać się z tą książką w pierwszych miesiącach 2017 roku albo dopiero w grudniu.
UsuńMam ją na swojej półce. Uwielbiam patrzeć na tę okładkę. Ale ciągle boję się po nią sięgnąć. Mam wrażenie, że jednak to smutna opowieść
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim jest piękna i wartościowa, a takie rzeczy zawsze niosą ze sobą pewien smutek.
UsuńPrzepiękna okładka, uwielbiam takie scenerie. :) Natychmiast kusi człowieka, aby sięgnąć po książkę. Podobnie jak Twoja recenzja, mocno zachęcająca. Dlatego już wpisuję na listę książek do priorytetowego przeczytania. :)
OdpowiedzUsuńBardzo priorytetowy priorytet! Idealny pod choinkę ;)
UsuńNie słyszałam o tej książce, a okładka jest świetna! Będę miała książkę na uwadze :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Polecam. Może nie jest bardzo znana, choć na to zasługuje.
UsuńBOŻE JAKA ŚLICZNA KSIĄŻKA! Mogę umierać. Tzn. nie, jeszcze ją kupię i wtedy :D Tyle, że raczej kupię i nie przeczytam, bo to kompletnie nie moje klimaty xD
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam - piękne okładki książek, które tak naprawdę nie są w moim guście :D
UsuńPowieść oparta na baśni? Właściwie nie trzeba mi więcej, żeby sięgnąć po tę książkę:) uwielbiam takie kombinacje, a i sama fabuła wydaje się być interesująca. Nawet to ogromne pragnienie dziecka, które Ci wadziło, wydaje mi się bardzo baśniowe.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, pragnienie dziecka można ująć też od tej strony - ja jednak traktuje to zbyt przyziemnie ;)
Usuń