Terve!
Dziś będzie nietypowo. Albo typowo. Zależy od której strony spojrzeć. W każdym razie - postanowiłam podzielić się z Wami moimi muminkowymi artefaktami. A że temat ten jest miły dla oka, możemy potraktować ten post jako zwieńczenie miesiąca mojego bloga.
Słowem wyjaśnienia - ja także oglądałam na dobranockę Muminki. Także, bo wiem, że Wy też to robiliście. Bajkę lubiłam, ale te urocze trolle (tak, to trolle, a nie krowy, dinozaury, czy cokolwiek innego wpadło Wam do głowy) pokochałam dopiero stosunkowo niedawno. Nie wiem, czy było to następstwem fińskiego zainteresowania, czy też polubiłam Finlandię przez Muminki. Bardziej prawdopodobne wydaje się to pierwsze, zważywszy na liczbę miłośników Suomi a liczbę dzieci, które w dzieciństwie oglądały tę bajkę.
Powody są zresztą nieważne. Ważne, że Włóczykij był/jest/będzie moją miłością, a Muminki kocham coraz bardziej wraz z biegiem czasu. Z innych ciekawych kwestii - moja ciocia przez cały okres mojej małoletności nazywała mnie małą Mi. Nie mam pojęcia, dlaczego nadała mi właśnie taki przydomek. Naprawdę. Wcale nie byłam zadziorną, małą, wredną osóbką z wygórowanym ego, ogromną antypatią wobec ludzi i chęcią zniszczenia wszystkiego, co stanęło na mojej drodze.
Książki
Muminkowe książki są w tym przypadku dość oczywiste. Póki co jestem posiadaczką pięciu tomików. Problemy z moją kolekcją polegają na tym, że na samym początku przygody wybrałam wydanie, które nie jest już dostępne. Nie miałam o tym pojęcia przy zakupie pierwszej książki. Zamówiłam wersję, która bardziej mi się podobała. Teraz jednak będę musiała zamknąć serię tym drugim wydaniem, które aż tak bardzo do gustu mi nie przypadło. Ogromna szkoda. Jak dla mnie bajki muszą mieć kolorowe okładki, czego nie posiada nowsze wydanie. Zdaję sobie sprawę z tego, że okładka nie jest przecież tak istotna, ponieważ przede wszystkim liczy się treść. Jednak ja wolę posiadać książki z danej serii w jednym wydaniu - inaczej nie wygląda to już tak spójnie.
Co się tyczy wspomnień z dzieciństwa - Muminki nie były mi czytane. Nie wiem zatem, jaka magia wiąże się z odkrywaniem na nowo bajek z dzieciństwa już w dorosłości. Ale za to od razu doceniam i zauważam treści, jakie nie są widoczne dla dziecka. Zupełnie inaczej patrzy się za literaturę dziecięcą już z perspektywy osoby dorosłej. Chociaż ja nabieram coraz większego przekonania, że muminkowe opowieści nie są jedynie fantazyjnymi opowiastkami dla maluchów. Kiedy sięgam po te pozycje, od razu inaczej patrzę na świat. Przede wszystkim dostrzegam w nim więcej magii. Autorka potrafi też przedstawić problemy dorosłych jako coś banalnego i absurdalnego, dlatego rozumiem ludzi, którzy sięgają po Muminki w celu odstresowania się. Ale właśnie to poruszanie spraw dorosłych kiedyś sprawiało, że czasami wręcz zakazałabym dzieciom tych lektur. Poznałam już jednak odrobinę klimat fińskich bajek, baśni i legend. Raczej wiąże się to z kulturowym podejściem do dzieci. W Polsce nie przeszłoby coś takiego, co ma miejsce w Finlandii, jeśli mówimy o traktowaniu najmłodszych.
Kalendarz
W tym roku bardzo, bardzo długo nie mogłam znaleźć odpowiedniego kalendarza dla siebie. Głównie wynikało to z jego wnętrza, ale walory estetyczne także miały tu znaczenie. Kiedy w końcu znajdowałam coś dla siebie, odstraszała mnie cena. Miałam płacić tyle pieniędzy za coś, co jest produkowane masowo i może to nabyć niemal każdy? Nigdy w życiu. Nie chciałam czegoś, co będę spotykać na każdym kroku. Wtedy wpadłam na pomysł, że mój kalendarz powinien być wyjątkowy i związany z moimi zainteresowaniami. Najbardziej uroczy byłby z Muminkami... W ten sposób nabyłam u art - kredki przepiękny kalendarz z Włóczykijem. Unikalny, malowany, posiadający odpowiednie wnętrze i zamknięcie na gumkę. Lepiej być nie mogło. Kalendarz pokochałam i dumnie go prezentuję w każdym miejscu. Na uczelni zachwyca wszystkich, a niektórzy za każdym razem go podziwiają.
Pocztówka
Rok temu ważna dla mnie osoba wyjeżdżała do Finlandii, choć nasze relacje w tamtym czasie były burzliwe (w tym negatywnym sensie). Wcześniej żartowałam, że chciałabym dostać pocztówkę z Finlandii. Relacja była napięta, tamte słowa miały dowcipne zabarwienie, nie podałam adresu, ten ktoś go nie znał... Tak przynajmniej mi się wydawało. Szansa przepadła. Kontakt w końcu się urwał. Jakie było moje zdziwienie, kiedy pewnego dnia w skrzynce znalazłam przepiękną pocztówkę z małą Mi. Chyba nie muszę mówić, że byłam zaskoczona i zaszczycona. Ogromna niespodzianka. Wciąż nie mam pojęcia, z czego bardziej się cieszyłam - ze słów, czy z samej pocztówki.
Stała się ona dla mnie tak ważna, że chciałam mieć ją ciągle przy sobie. Jako zakładek do książek używam niemal wszystkiego, więc nie było to specjalnie dziwne, kiedy zaczęłam wykorzystywać właśnie ją jako zakładkę. Książkę przecież zawsze mam przy sobie. Jednak narażanie wizerunku Mi na zniszczenie... Nie, to nie wchodziło w rachubę. Obecnie pocztówka mieszka w kalendarzu. Bardzo zgrana para.
Pocztówka jest niesamowita pod kątem wizualnym także na odwrocie - kontury Muminków są rozczulające. Przyznam jednak, że jeszcze bardziej fascynujące okazały się fińskie znaczki pocztowe w formie naklejek. W dodatkiu jakich pięknych!
Przytulanka
Powyżej opisany osobnik okazał się wpadać na naprawdę zaskakujące pomysły. Pierwszorzędną niespodzianką okazał się pluszowy Włóczykij, którego otrzymałam na dwudzieste urodziny. Nie spodziewałam się żadnego prezentu, a dostałam jedną z najcudowniejszych rzeczy na świecie!
Ciekawą sprawą okazały się moje poszukiwania odpowiedniego muminkowego misia. Chciałam koniecznie Włóczykija. Kilkanaście tygodni wcześniej rozpoczęłam swoje poszukiwania, które spełzły na niczym. Nie było żadnego ładnego Włóczykija. Same potwory, które także nie były zbyt tanie. Odezwało się moje sumienie. Sam zapłacić aż tyle za coś, co nawet nie przypomina mojego ulubionego bohatera? Nie ma mowy. Szukałam więc dalej. Szukałam, szukałam, szukałam.... I nic nie znalazłam. Wpadłam na kilka przytulanek wykonanych ręcznie, jednak one także mnie nie usatysfakcjonowały. Kiedy znajdowałam już coś z muminkowej marki, nie było to dostępne w Polsce. A rzeczy z oficjalnego sklepu Muminków są po prostu przepiękne. Kuszą, okropnie mnie kuszą, kiedy tylko zaglądam na tę stronę.
Do mnie przybył ten wymarzony Włóczykij z Doliny Muminków. Radości nie było i wciąż nie ma końca! Nawet sama metka była na tyle urocza, że ją zachowałam i zdarza mi się traktować ją jako zakładkę. Z zewnątrz przedstawia domek Muminków i posiada stempel muminkowej poczty, a po otwarciu znajdujemy kilka informacji o trollach i jej człowieczej mamie. Pluszak faktycznie przybył do mnie z samej Finlandii, o czym dowiedziałam się całkiem niedawno. Prawdziwy fiński Nuuskamuikkunen.
Dziś Włóczykij mieszka w moim łóżku. Po zmroku wychodzi na powierzchnię, a w ciągu dnia chowa się pod poduszkę. Jest tak cudowny, że mój pies na niego poluje. Chce go mieć na własną wyłączność; ma kudłata bestia dobry gust. Względy bezpieczeństwa mojego pluszowego przyjaciela sprawiają, że nie zaszczyca on półki lub innego miejsca na widoku, ale niespecjalnie mu to przeszkadza. Przynajmniej może kontynuować swój samotny tryb życia pod pościelą. Drugą sprawą są odwiedzające mnie maluchy. Brudne rączki małych dzieci i ich ewentualny kontakt z moim Włóczykijem napawają mnie przeraźliwym strachem.
Bluzka
Z czeluści mojej garderoby wyłania się muminkowa bluzka od piżamy. Cieszę się, że wciąż jest mi dobra, choć może jej kolor nie jest zbytnio w moim guście. Odcień jest niemal identyczny, co barwa tła pocztówki. Nie narzekam. Co prawda nadrukowana nie jest moja ukochana postać, jednak to też mi nie przeszkadza. Panna Migotka jest tutaj przesłodka. No i ma swoją słynną złotą bransoletkę, więc nikt nie może marudzić.
Sam materiał jest bardzo przyjemny w dotyku, więc zapewne kiedyś nabędę więcej muminkowych ubrań. Szkoda, że te zazwyczaj kierowane są dla najmłodszych... Z chęcią zapełniłabym szafy dzieci w rodzinie takimi ubraniami, gdyby wykazywały one choć krztę zainteresowania tą bajką. Pozostaje mi więc biegać w domu w tej koszulce, wyglądając przy tym na pięciolatkę w dwóch warkoczach, która uciekła z przedszkola.
Kubek
Wciąż nie jestem posiadaczką słynnych i jakże pięknych kubków z Muminkami, choć niedawno prawie się to zmieniło. Problem polegał na tym, że nie mogłam zdecydować się na jeden wzór. Teraz pojawiły się nowe zimowe propozycje, które zachęcają do kupna jeszcze bardziej. Niewykluczone, że zażyczę sobie jakiś jako bożonarodzeniowy prezent.
Tymczasem zadowalam się kubkiem, którzy został wykonany ręcznie przez uczestników miejscowych Warsztatów Terapii Zajęciowej. Wciąż bawi mnie fakt, że kubek z zadziorną małą Mi kupiłam od siostry zakonnej.
Nie jestem entuzjastką rozpropagowanej mody na wszelkie akcesoria z Mi i niesmacznymi napisami pod nimi. Ani trochę mi się to nie podoba, gdyż ograbia to moją ulubioną bohaterkę z jej charakterku. Jeśli kogoś te podpisy śmieszną - proponuję przeczytać książkę, gdyż tam wypowiedzi Mi są na wyższym i wredniejszym poziomie.
Niemniej, mój kubek także ma podpis. Nie jest on jednak dla mnie aż tak krzywdzący. Najważniejsza była tutaj Mi, a zaraz po niej myśl, że kupiłam pracę wykonaną przez osoby niepełnosprawne i w ten sposób im pomogłam. Pieniądze ze sprzedaży na takowych kiermaszach przeznaczane są na materiały do dalszych prac, a także na wakacyjne wyjazdy uczestników zajęć.
Karuzela
Jakiś czas temu wpadłam na stronę sklepu Stół z powyłamywanymi nogami, który oferuje skandynawskie i fińskie produkty (choć nie tylko). Muminki mają odrębną zakładkę, czyli po prostu raj na ziemi. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy zobaczyłam świecznik w postaci karuzeli... z małą Mi! Zakochałam się niemal natychmiast.
Ozdoba jest, jednym słowem, cudowna. Po zapaleniu podgrzewacza Mi w kilku wydaniach zaczyna kręcić się coraz szybciej i szybciej. Widok jest niesamowity. Potrafię wpatrywać się w tę karuzelę przez bardzo długi czas. Muminkowa bohaterka rzuca cień na wszystko dookoła, a kiedy zapali się lampę, jej światło odbija się od metalu, tworząc kolejny świetlny popis. Cudeńko.
Obecnie mam mały problem z odpowiednimi tealightami. Ten, który został dołączony do kompletu, miał wosk w bardziej stożkowej, górzystej formie i wydzielał więcej ciepła, pod wpływem którego Mi zaczyna tańczyć. Muszę więc polować na odpowiednie świeczki. Ale wiadomo - Mi to dość wybredna i wymagająca istotka.
Na stronie marki Pluto Produkter można znaleźć również inne świeczniki tego typu. Szwedzki producent oferuje nie tylko karuzele z Muminkami, ale też niezwykle piękne prace z innymi motywami w roli głównej. Te ze śnieżynkami podbijają moje serce. Oprócz karuzeli są też bardziej standardowe świeczniki, a także ozdoby innego typu.
Herbata
Nienawidzę kawy. Nie potrafię pić tego okropnego płynu, po którym staje się senna. Ale herbata... Tak, herbata to jest to! Na stronie tego samego sklepu znalazłam herbatki, które niezmiernie mnie ucieszyły. W formie gratisu otrzymałam jeszcze dodatkowe cztery saszetki, które zapakowane były w tak estetyczny sposób, że znalazły swoje zastosowanie jako dodatek do prezentu urodzinowego (dla osobnika, od którego dostałam Włóczykija - rekompensata na podobnym poziomie). Herbaty są tworem firmy Nordqvist, czyli fińskiego producenta. Znów prawdziwe Muminki z prawdziwej Finlandii.
Kaikki hauska on hyvää vatsalle (All things fun are good for your tummy) to zestaw herbaty rooibos w czterech kombinacjach Faktycznie - bardzo przyjemna sprawa dla brzucha. Herbatki pachną obłędnie, a równie wspaniale smakują. Wiedziałam jednak, że tak będzie. Bardziej zdziwiła mnie sama torebka - a raczej sznureczek wewnątrz niej.
Poniżej przedstawiam małą ściągawkę z tych smakowych wariacji, które już same w sobie brzmią rewelacyjnie.
Valmis lähtöön (Ready to go?) - banan i wanilia
Saatpa nähdä (You'll see) - ciasto czekoladowe
Zatem jakie smaki w tym wydaniu zostały zaoferowane? Jak na moje oko, nie są one nawet odrobinę mniej atrakcyjne od poprzednich wariantów. Dla niektórych to właśnie te propozycje mogą okazać się ciekawsze.
Nie mam natomiast szczęścia do herbat z małą Mi. Być może jej ironiczna osobowość postanowiła trochę poznęcać się nade mną. Także w tym opakowaniu herbata z jej wizerunkiem smakowała mi najmniej. Być może dlatego tak się stało, bo w ogóle nie lubię herbat z cytryną.
Saatpa nähdä (You'll see) - ciasto czekoladowe
Kirpeä kepponen (Tangy trick) - sernik
Moim bezapelacyjnym faworytem jest ciasto czekoladowe, zaraz za nim na banan i wanilia. Nieznacznie słabiej wypada truskawka, choć i tak jest rewelacyjna.
Zawiodłam się odrobinę na serniku. Smakowo przypomina jakieś ciasto, choć bez podpowiedzi nie wpadłabym na pomysł, że to jest właśnie sernik.
Same opakowania są na tyle ciekawe, że postanowiłam je zachować. Planuję coś z nich zrobić, ale jeszcze nie jestem pewna, co to będzie. Na pewno wśród wykonanych przedmiotów znajdzie się muminkowa zakładka. Kartonik także wykorzystam i przeznaczę go do przechowywania bliżej nieokreślonych drobiazgów.
To samo dotyczy także drugiego opakowania, które wygląda jeszcze atrakcyjniej. Nie tylko zewnątrz pudełka, ale też same saszetki.
Zawiodłam się odrobinę na serniku. Smakowo przypomina jakieś ciasto, choć bez podpowiedzi nie wpadłabym na pomysł, że to jest właśnie sernik.
Same opakowania są na tyle ciekawe, że postanowiłam je zachować. Planuję coś z nich zrobić, ale jeszcze nie jestem pewna, co to będzie. Na pewno wśród wykonanych przedmiotów znajdzie się muminkowa zakładka. Kartonik także wykorzystam i przeznaczę go do przechowywania bliżej nieokreślonych drobiazgów.
To samo dotyczy także drugiego opakowania, które wygląda jeszcze atrakcyjniej. Nie tylko zewnątrz pudełka, ale też same saszetki.
Päivän paras hetki pussitee (Best moment of the day) to dokładnie ta sama historia. Tym razem jednak mamy do czynienia z czarną herbatą i innymi smakami. Reszta pozostaje bez zmian (producent, sklep). Z początku sądziłam, że to poprzednie herbaty bardziej przypadną mu do gustu. Okazało się być jednak inaczej.
Najlepszy moment dnia to właśnie ta, czarna herbata. Dlatego też nadaje się na dobry początek - jako pierwszy napój w pracy. Już od samego widoku Muminków poprawia mi się humor. Tym bardziej, że w tym przypadku saszetki są jeszcze ciekawsze. Nie ma chyba nic bardziej uroczego niż Muminek przytulający się do swojej mamusi.
Najlepszy moment dnia to właśnie ta, czarna herbata. Dlatego też nadaje się na dobry początek - jako pierwszy napój w pracy. Już od samego widoku Muminków poprawia mi się humor. Tym bardziej, że w tym przypadku saszetki są jeszcze ciekawsze. Nie ma chyba nic bardziej uroczego niż Muminek przytulający się do swojej mamusi.
Zatem jakie smaki w tym wydaniu zostały zaoferowane? Jak na moje oko, nie są one nawet odrobinę mniej atrakcyjne od poprzednich wariantów. Dla niektórych to właśnie te propozycje mogą okazać się ciekawsze.
Olet ihana (Sweetheart) - poziomka, owoce leśne
Kyllä minä tiedän (I should know) - cytryna
Tsemppiä! (Go for it!) - jagodowa babeczka
Muumimamman voimajuoma (Moominmamma's magic potion) - rabarbar i truskawka
Moim ulubieńcem jest rabarbar i truskawka oraz poziomka. Chętnie piję też jagodową babeczkę, choć przyznam, że mało w niej zarówno babeczki, jak i jagody. Niemniej - herbata jest wyborna.
Kyllä minä tiedän (I should know) - cytryna
Tsemppiä! (Go for it!) - jagodowa babeczka
Muumimamman voimajuoma (Moominmamma's magic potion) - rabarbar i truskawka
Moim ulubieńcem jest rabarbar i truskawka oraz poziomka. Chętnie piję też jagodową babeczkę, choć przyznam, że mało w niej zarówno babeczki, jak i jagody. Niemniej - herbata jest wyborna.
Nie mam natomiast szczęścia do herbat z małą Mi. Być może jej ironiczna osobowość postanowiła trochę poznęcać się nade mną. Także w tym opakowaniu herbata z jej wizerunkiem smakowała mi najmniej. Być może dlatego tak się stało, bo w ogóle nie lubię herbat z cytryną.
Rozglądam się dookoła, nie znajdując już żadnych podobizn Muminków w moim otoczeniu. Nie ujmuje tutaj oczywiście licznych szkiców, które powstały głównie w moim kalendarzu. Najwięcej muminkowych rysunków powstaje jednak w pracy. Niemal na każdym stanowisku jest Muminek. Jeśli zdarzy mi się usiąść na cudzym krześle, zostawiam po sobie pamiątkę w postaci jakiegoś mieszkańca lub przyjaciela Doliny Muminków. Mały rysuneczek pozostawiony na biurku potrafi poprawić humor. Te Muminki to jednak magiczne stworki.
Też się kochałam we Włóczykiju :D
OdpowiedzUsuńTym postem uświadomiłas mi, że dobrze by było Muminki córce przeczytać.
Włóczykij miał mnóstwo fanek, czemu wcale się nie dziwię :D
UsuńMuminki do czytania to wspaniała sprawa. Ja próbowałam czytać kuzynce, ale nic dobrego z tego nie wynikło.
Mam wrażenie, że Muminki mają drugie życie. Wiem, o jakich kubkach wspomniałaś, niemal każdy jest świetny, jak dostanę wypłatę to jeden z nich sobie sprawię. Jakiś czas temu razem z kolegą mówiliśmy, że wypożyczylibyśmy sobie książkę o Muminkach, ale trochę się wstydzimy (mamy po 24 lata). Myślę jednak, że schowam dumę do kieszeni... tym bardziej, że jak piszesz, dorośli odkryją z jej lektury jeszcze więcej :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twojej dużej i wyszukanej kolekcji. To fajne, że idziesz pod prąd, nie wybierasz oczywistych rozwiązań, chcesz mieć wyjątkowe przedmioty. Kalendarz - mega!
Ja chciałam nawet teraz sobie sprawić, jednak dziś zamówiłam nowe herbaty i zakładkę do książek. Niemniej, kubeczki są magiczne.
UsuńNie ma co chować dumy do kieszeni. Ja dumnie czytam Muminki w miejscach publicznych. Nawet nie spotykam się z dziwnymi spojrzeniami. Pędź więc do biblioteki!
Zostałaś nominowana na moim blogu do Liebseter Blog Award:
OdpowiedzUsuńhttp://lady-flower123.blogspot.com/2016/10/liebster-blog-award.html
Zapraszam do zabawy! :)
Dziękuję! Postaram się odpowiedzieć dość prędko :)
UsuńŚwietny kubek :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńW końcu znalazłam kolejną fankę Muminków! :) Muszę w końcu zaopatrzyć się we własne egzemplarze całej serii.
OdpowiedzUsuńJak miło! :) Proponuję od razu zacząć kolekcjonować te nowsze wydanie.
UsuńŚwietna kolekcja! Herbatki też mam, ale tej cudnej pocztówki z Małą Mi i kalendarza z Włóczykijem to tylko pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńI jak Twoje wrażenia po herbatce? Ja właśnie sączę nowe, wersję zimową :)
Usuńherbatki musze spróbować , a kartkę najlepiej zalaminuj wtedy się nie zniszczy :)
OdpowiedzUsuń