Źródło |
Od razu przyznam, że tematu Beksińskich specjalnie nie drążyłam. Dawno temu pobieżnie poznałam losy tej rodziny. Prace Zdzisława bardzo polubiłam, są jak najbardziej w moim guście. Uwagą zaszczyciłam obrazy, a nie ich autora. Nie wiedziałam zbyt wiele o Tomaszu, wyłączając najistotniejsze fakty z jego życia. Czy to źle? Nie. W Tomaszu widzę siebie. Siebie przeszłą, siebie dzisiejszą, siebie przyszłą. Gdybym poznała go kilka lat wcześniej, odbiłby na mojej egzystencji swoje piętno. Teraz jego wpływ mnie nie dosięga, ale widzę między nami ogromne podobieństwo. To bardziej relacja pokrewnych dusz, a nie zafascynowana osoba i idol.
Na temat samego filmu miałam tylko strzępki informacji. Przypadkiem trafiłam na zapowiedź, która zwróciła na siebie moją uwagę przez uwielbianą przeze mnie piosenkę "Nights in White Satin" zespołu Moody Blues. Kilka dni później, siedząc plecami do telewizora, słyszałam wypowiedzi na temat Festiwalu Filmowego w Gdyni, gdzie dzieło Matuszyńskiego zostało docenione w postaci nagród. Już wtedy wiedziałam, że na film pójdę, choć do polskiego kina nie pałam sympatią.
No więc poszłam. Nie odświeżyłam sobie nawet informacji o Beksińskich. Słyszałam tylko "ochy" i "achy", pełne zachwytu śpiewki, które zawsze mnie zniechęcają. Podeszłam sceptycznie, uzbrojona po zęby, z dystansem i trzymając się na odległość, jaką pochwaliliby jedynie Finowie. "Film może być dobry" - tylko tyle powiedziałam. A później zatopiłam się w świecie Beksińskich. Utopiłam się. Zachłysnęłam.
Źródło |
No tak, ta autentyczność... Charakteryzacje niemal zdjęte z realnych bohaterów. Jak dla mnie aktorzy spisali się na medal, wiernie odzwierciedlając grane postaci. Miałam spore wątpliwości co do Aleksandry Koniecznej, która wcieliła się w Zofię Beksińską, jednak zagrała w mistrzowski sposób. Na miejscu Zdzisława nie widziałabym nikogo innego, to była idealna rola dla Andrzeja Seweryna. No i Dawid Ogrodnik... Sporo szumu i kontrowersji spadło na tego aktora. To, co przewidział dla niego scenariusz, zrobił po prostu na najwyższym poziomie. Wczuł się w swoją rolę, w postać Tomasza w zaprezentowanych sytuacjach. Jeśli ktoś sądzi, że przesadził, niech pieje do scenarzysty i reżysera. Dawid zrobił wszystko perfekcyjnie na tym polu, które zostało zaplanowane. Jedyną sporną kwestią było jego zachowanie na wręczeniu nagród - wykorzystał nabyte umiejętności naśladowania Tomasza, co było pozbawione smaku i wyczucia. Oceniam jednak sam film, a nie aktora poza planem filmowym.
Znów wracamy do autentyczności i przesadzenia w filmie. Naprawdę ktoś tak sądzi? Przecież zostały wybrane niektóre fragmenty z życia rodziny - te, które były wyraźne, mogły zilustrować ich losy i zaciekawić odbiorcę filmu na tyle, aby sięgnął on po więcej. Gdyby wydarzenia zostały zaprezentowane w inny sposób, obraz były nijaki. Poza tym rodzina artystyczna, mająca w swoim gronie takie typy osobowości, na pewno nie jest normalna! Stop. Nie jest normalna na zwyczajny sposób. To rodzina inna, funkcjonująca w sposób odmienny, ale normalny dla siebie. To nie jest film dokumentalny! Jeśli ktoś spodziewał się czegoś innego, to mógł filmu nie oglądać. Radziłabym zapoznać się z definicją filmu fabularnego i filmu dokumentalnego, zanim zacznie się krytykować, bo ten spór wynika z braku wiedzy.
Źródło |
Ach, zapomniałam. Nie masz odwagi. Tak, to Ty, drogi szyderco, nie masz odwagi. Sądzisz, że samobójca jest tchórzem, bo ucieka od strasznych problemów przyziemnych, z którymi nie potrafi sobie poradzić? Proszę Cię. Pomyśl o tym, jak odważny musi być samobójca, który na własną rękę przechodzi na stronę śmierci. Śmierci, której wszyscy się boją, którą wszyscy odwlekają w czasie, którą ktoś/coś ma nam zafundować na starość. Czym są te przyziemne problemy z obliczu tej niewiedzy? Sądzisz, że samobójca nie zadaje sobie pytań. Co później? Co czeka mnie po śmierci? Czy tam w końcu będę szczęśliwy? No właśnie. Samobójstwo to akt odwagi na ścieżce dążenia do bycia sobą i do bycia szczęśliwym. Ten świat jest okropny dla samobójcy. W ogóle świat w dzisiejszej postaci nie jest zbyt przyjemnym miejscem. Trzeba go sobie ulepszyć, aby go zaakceptować. Każdy robi to na swój sposób.
Źródło |
Zdzisław zareagował w sposób adekwatny na śmierć syna, odpowiadając rozsądnie, z zastanowieniem i z wczuciem się w sytuację Tomka. Mam tutaj na myśli odpowiedzi na pytania, które poznałam już w innym materiale. W filmie także zostało to dobrze pokazane, jednak sięgnęłam dalej i zwróciłam się w stronę autentycznych nagrań. W ogóle co się tyczy relacji w rodzinie - były one normalne. Powtórzę się, ale tylko ślepiec nie widział zdrowych, pełnych miłości więzów rodzinnych. Tak, przedstawiały one obraz rodziny na co dzień, a nie jak w komedii familijnej. Każda rodzina ma swój sposób okazywania uczuć, oni mieli właśnie taki. Przecież Wy też nie wpadacie swoim rodzicom w ramiona, całując ich i wyznając miłość za każdym razem, kiedy się spotkacie.
Znów odbiegam zbyt daleko, więc wracam do filmu. Muzyka. Ach, muzyka była cudowna. Piosenka w zwiastunie, jak na moje oko, zbyt oklepana, choć piękna. Mnie kojarzy się przede wszystkim z "Mrocznymi cieniami". Cała reszta dobrana genialnie. Pojawienie się piosenki The Sisters of Mercy wzbudziło we mnie ogromne uczucie, gdyż zespół należy do moich ulubionych. Tomasza także. Część muzyki jest właśnie zaczerpnięta z jego audycji, jego ulubionych utworów. Muzyka z tamtych lat, czołowe piosenki tamtego okresu. W opozycji do muzyki rozrywkowej była poważna muzyka, która towarzyszyła w akcie sztuki Zdzisławowi. Ale czy to była swoista walka muzyczna? Nie wydaje mi się. Nie zapominajmy, że Tomasz do tego typu muzyki także próbował popełnić samobójstwo, więc i dla niego była na swój sposób ważna. Tego rozróżnienia w filmie aż tak nie widać, choć wyraźny podział nastąpił na soundtracku do filmu. Zachwyciła mnie ostatnia piosenka (This Mortal Coil "Song to the Siren", jakimś cudem nieumieszczona na płycie ze ścieżką dźwiękową), która przyszpila odbiorcę do fotela, pomimo napisów po ostatniej scenie. Musiałam wstać. Musiałam odciąć się od muzyki, zanim odpłynę. Musiałam z przyczyn prozaicznych - pociąg. Poza tym nie mogłam tam odczuwać tego, co napływało do mnie falami emocji. Kino to nie jest dobre miejsce. Szczególnie w momencie, gdy niewrażliwi ludzie wstają i gwarliwie zasuwają do drzwi.
Dręczył mnie też tytuł... Jak go zinterpretować? Może tak, że z Beksińskich nie został nikt, kto mógłby przedłużyć ród? A może po prosu tak, że to ostatnia taka rodzina. Wydaje mi się, że to wytłumaczenie jest poprawne. To ostatnia taka rodzina. Pełna miłości i zrozumienia, pomimo jakże trudnych i odmiennych charakterów jej członków.
Prawdę mówiąc, w całym obrazie nie dopatrzyłam się prawie żadnych minusów. Małe niedociągnięcia dały się zauważyć od momentu śmierci Tomasza. Reszta została potraktowana, żeby tylko była, z przymusu, zbyt powierzchownie. Wiem, że ten materiał musiał się znaleźć, ale mógł być on bardziej dopracowany.
Źródło |
Film nie jest lekki. Temat nie jest lekki. Ja chcę go zgłębiać dalej. Tomasz w pewnym momencie powiedział, że nauczył się radzić sobie ze światem. Uciekał w wir muzyki i filmu. Ja kilka lat temu wypracowałam sobie podobny mechanizm obronny. Uciekam do książek i muzyki. Wbrew pozorom - ta druga jest dla mnie ważniejsza. O książkach umiem pisać, bo umiem się od nich zdystansować emocjonalnie. O muzyce świadczyć mogą tylko emocje, choć to nie znaczy, że nie staram się pisać o muzyce. Wiem, że muszę wgłębić się jeszcze bardziej w życie Tomka, aby poznać, co się stało, że jego/moje/nasze sposoby ulepszania świata zawiodły.
"Ostatnia rodzina" zawładnęła mną do tego stopnia, że aż chciałam drugi raz pójść do kina. Zaznaczam, że specjalnie nie lubię oglądać filmów. Nie lubię też oglądać ich drugi, trzeci raz. Pomijając kilka moich ulubionych, w które mogłabym wlepiać wzrok cały czas. To chyba oznacza, że "Ostatnia rodzina" znalazła się w ich kręgu. Póki co jednak drugi raz nie mogę obejrzeć tego filmu. Po prostu pękłoby mi serce.
Ocena: 9/10
Obejrzane: 30.09.2016
Na pewno obejrzę. Bardzo ciekawi mnie ten film.
OdpowiedzUsuńZapewniam, że jest bardzo, bardzo, bardzo ciekawy.
UsuńFilm z pewnością obejrzę, jestem go bardzo ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
Usuńpo wejsciu na Twojego bloga przez minutę wpatrywałam się w jego nazwę i próbowałam to sobie po literce przeczytać XD filmem nie byłam zainteresowana, moi rodzice się na niego wybierają, ale po przeczytaniu szczególnie tych cytatów to sama już nie wiem. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPomysłodawca tej nazwy będzie zachwycony! Ja tak reaguje na każde fińskie słowo, więc... :D Proponuję rozbić to na słowa składowe, będzie łatwiej: pikku-vampyyrin kirja-maa-ilma.
UsuńA na film naprawdę warto się udać. Powyższe cytaty tego nie odzwierciedlają.
Niestety filmu nie obejrzę. Sam w sobie zwiastun mnie nie zaciekawił.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Biblioteka Tajemnic
Zamiast zwiastuna lepsze byłyby pierwsze sceny filmu. One bardziej by zachęciły :)
Usuń