Można wyłączyć pewne sprawy, jeżeli są naprawdę ważne. To się bardzo dobrze udaje. Trzeba się skulić, zamknąć oczy i cały czas powtarzać jakieś wielkie słowo, aż się poczuje, że jest bezpiecznie.
Ale jak się nie odważysz od razu, to nie odważysz się już nigdy.
Tym razem Tove pisze nie dla dzieci, choć o dzieciństwie, rezerwując je dla dorosłych, aby mogli sobie przypomnieć- a raczej odkryć na nowo- ten magiczny okres życia. Swoimi barwnymi opowiadaniami, które składają się na tę niewielką publikację, wymusza w czytelniku chwilę refleksji nad jego życiem i zmianą, jaka dokonała się w nim od chwili bycia dzieckiem.
To smutne, kiedy robią się mgliści i znikają. Mówi się wszystko, co trzeba, a oni i tak znikają. Wtedy nie warto ciągnąć dalej, bo to się robi głupie. Więc ogarnia cię samotność.
Jako że utwory napisane są z perspektywy dziecka- małej, maleńkiej, najmniejszej Tove- w mistrzowski sposób prezentują prawa, jakimi rządzi się dzieciństwo. Idealnie przedstawiają dziecięcy egocentryzm, złośliwość, zazdrość, zabieganie o uwagę, wielką ruchliwość i chwile słodkiego lenistwa. Abstrakcyjność zabaw i irracjonalność szeregu innych zachowań ma wymiar absolutnej powagi, właśnie takiej samej, jak dla dziecka. Tove w niezwykle harmonijny sposób, bez wrażenia irytacji infantylnością (irytacja to najczęstszy stan, jaki odczuwam przy maluchach w każdej postaci- czytając o nich, słuchając o nic, widząc je) opisuje w jaki sposób dziecko eksploatuje świat, poznaje nowych ludzi i naśladuje dorosłych. Nie podaje żadnych wyjaśnień swojego postępowania- przecież znów jest dzieckiem i zachowuje się tak, bo tak, bo ma do tego prawo.
W braku towarzystwa mogę przecież zamknąć oczy i myśleć o przeszłości.
Mama Muminków zestawiła ze sobą małe dziecko i wielki świat, którego baśniowości była ciekawa. Co ciekawe, nie wspomina o kontraście dom-świat zewnętrzny. Te dwa otoczenia są ze sobą związane. Autorka pokazuje, czym jest (powinien być) dla dziecka dom i jak bardzo jest dla niego ważny. To przecież bezpieczna przystań, w której brzdąc może się schować, kiedy podczas poznawania wielkiego świata natrafi na coś niebezpiecznego.
Kolega nie przebacza, a tylko zapomina- kobieta przebacza, ale nigdy nie zapomina.
"Córka rzeźbiarza" to nie tylko wątki z życia autorki, przepełnione pięknymi krajobrazami Finlandii. To także apel do młodych rodziców, uświadamiający im, że bez krzyku i złości można wychować dziecko. I to szczęśliwe dziecko, mające świadomość domowego ciepła i wartościowego dzieciństwa, które w przyszłości z pewnością zaprocentuje. Taktyki wychowania stosowane przez rodziców autorki są fenomenalne, a współcześni rodzice mogą się od nich uczyć.
Chodzi mi o to, że przegnać niebezpieczeństwo potrafi byle kto, ale sztuką jest gdzieś je potem ulokować.
Książkę polecam wszystkim. Fanom "Dzieci z Bullerbyn", a także fanom Muminków. Nie, nie rozczarujecie się. Choć i ja z początku byłam zawiedziona, obcując ze znanym mi stylem, ale bez ukochanych postaci, to jednak nie żałuję przeczytania tej pozycji. "Córka rzeźbiarza" zachwyci każdego, ponieważ każdy znajdzie tam choć jedno opowiadanie idealne dla niego. W moim przypadku każdy utwór skradł moje serce, więc książka stała się jedną z ulubionych i często będę do niej wracać.
Co jakiś czas pomrukiwałyśmy. Niech niebezpieczny świat sam się sobą zajmie, nie nasza sprawa, on umarł, wypadł w przestrzeń kosmiczną. Zostałyśmy tylko mama i ja.
Ocena: 10/10
Przeczytane: 05.07.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz